Na grę poświeciłem łącznie 111 godzin, lecz w tym wszystkim kilkadziesiąt godzin było zagranych na dalijskim łotrze-łuczniku elfie, co okazało się złym pomysłem - ta klasa jest do kitu.
Tak więc jak spora część osób tutaj wypowiadających się, najpierw większość czasu poświęciłem na eksplorowanie świata, robienie questów pobocznych na Zaziemiu, Wybrzeżu Sztormów itd.
Chciałbym wspomnieć, że jeżeli chodzi o sam wybór pomiędzy magami a templariuszami, za pierwszym razem, grając łotrzykiem wybrałem templariuszy, a za drugim razem magów. Nie odczułem większej różnicy, może dlatego że jako łotr za bardzo nie zagłębiałem się jeszcze w fabułę.
W każdym razie robiłem wszystkie questy poboczne, zabijałem smoki, poszerzałem tak naprawdę same wpływy inkwizycji, bo miałem nadzieję, że w ostatecznym rozrachunku, to coś zmieni. No cóż... Mogłem to sobie porobić po kampanii, na to samo by wyszło.
Do plusów mogę zdecydowanie zaliczyć to, iż było o wiele więcej smaczków z Dragon Age I i II niż w poprzedniej części co do swojej poprzedniczki, jednakże jak dla mnie - to i tak za mało.
Gdzie jest mój strażnik?! A raczej strażniczka, bo akurat ten save wczytałem spośród wszystkich 6.
Przynajmniej mój Hawke się pojawił, więc tutaj narzekać nie mogę i to że w końcu miałem szansę go uśmiercić, czego nie zrobiłem (zabiłem Strouda) bardzo mnie ucieszył.
Zagłębiając się bardziej w towarzyszy...
Sera przez cały czas gry mnie wkurzała, nie chciało mi się po prostu z nią prowadzić dialogów, moje pro-elfie decyzje za każdym razem spotykały się z jej niechęcią i wtedy za każdym razem chciałem ją wyrzucić z Inkwizycji. Jednakże nie wyobrażam sobie mojej drużyny bez niej (mimo tego że nigdy jej nawet nie misję nie wziąłem).
Dorian był dla mnie wyzwaniem - serio, musiałem uważać co mówię, bo jeszcze stałby się moim chłopakiem i to by było słabe. Jako sama postać, był naprawdę "OK". Tevinterski mag, ze swoimi ideologiami - tylko czekać aż zmieni to zepsute imperium.
Solas... Raz się z nim dogadywałem, a raz nie. Pomagał zapewne w tym wszystkim fakt, iż byłem magiem, no i dodatkowo później magiem pustki, co jeszcze dodało nam dodatkowy temat do dyskusji. Od początku był ze mną, był moim "support" magiem - tak, tak, w drużynie miałem dwóch magów, ale to w sumie się sprawdzało, dopełniało się. Sam smaczek na koniec, to że jest Dread Wolfem... Zupełnie się tego nie spodziewałem, nawet nie zrozumiałem do końca tej sceny, nie wiem czy to Flemeth go zassała, czy on ją.
Blackwall - eh, to kim się okazał być w istocie naprawdę mnie wkurzyło. W tym momencie chciałem go po prostu zostawić w tym lochu, albo sam go skazać u siebie w podobny sposób. W ostatecznym rozrachunku przypomniałem sobie, jak dobrym starał się być człowiekiem i co wniósł do mojej drużyny (stały jej element, mój ulubiony tank). Przez to postanowiłem go u siebie zostawić, choć naprawdę zawiódł mnie tym iż nie jest prawdziwym Szarym Strażnikiem.
Vivienne... Nie wypowiem się na jej temat, całkowicie obojętna mi postać, chciałem ją po prostu wywalić. Całkowicie odmienne poglądy. Nawet serca tego smoka nie chciałem jej dać.

Żelazny Byk - no cóż... Swój chłop, chociaż z nim też musiałem uważać. Ale przynajmniej można było się z nim napić i pogadać jak chłop z chłopem. ;> No i zaskarbiłem sobie jego lojalność ratując jego ludzi, na koszt sojuszu z Qunari.
Varrik - Jedna z moich ulubionych postaci, w Dragon Age II był nieodłączną postacią w mojej drużynie, tutaj też tak było. Miał dużo ciekawego do powiedzenia, jego sposób bycia - po prostu nie da się go nie lubić. Dobry przyjaciel, bez niego Inkwizycja nie byłaby taka sama. ;>
Cole - dziwny, po prostu dziwny. Jako duch współczucia starał się wszystkim pomóc. Jak to ktoś napisał wcześniej, - przeciwieństwo emo. Jednakże nie starałem się zbytnio jego "dziwności" zmieniać, przez co nie pozwoliłem mu zabić tego templariusza.
Kassandra... Po Dragon Age II nieco zyskała w moich oczach, jednakże nadal nie rozumiem czemu to ona została Boską, a nie Leliana. Ah te bugi... W sumie to o tym wspomnę później.
Cullen - Pojawiał się od jedynki, był przy katordze jednej z moich postaci, w II w sumie też trochę pomógł naszemu Hawke'owi, a teraz jest jednym z filarów Inkwizycji. Polubiłem gościa, w sumie to nie wiem kto by się lepiej nadawał na jego stanowisko.
Lelliana - Czemu, oh czemu tak ją zmieniliście, Bioware? Z tej słodkiej dziewczyny-barda stała się bezlitosną su... kobietą. Mimo wszystko sentyment do niej z I pozostał i jedyne co mnie tutaj irytowało, to brak możliwości romansu z nią.
Ambasadorka Josephine - Hm, wkurzał mnie w niej jej akcent. Jako sama postać była dla mnie obojętna, zbyt... dyplomatyczna.
Dodam jeszcze, że nigdy wcześniej, czy to w Mass Effect, czy też w poprzednich częściach nie zdarzyło mi się, żeby moja postać żyła w celibacie. Teraz miałem wybór pomiędzy Josephine, którą po prostu niezbyt lubię, Żelaznym Bykiem, Dorianem i Kassandrą. Eh, Bioware, zróbcie jakieś DLC dodające Izabelę... Chociaż... Mój Hawke miał z nią romans, więc w sumie nawet i to byłoby niemożliwe.
Dobrze, przejdźmy do bugów - było ich po prostu mnóstwo. Moje postacie nie raz blokowały się na jakiejś ścianie i musiałem sam mierzyć się moim magiem z niebezpieczeństwem, nie raz nie potrafili nawet wejść po drabinie, gra wyłączała się sama a w samym Skyhold... Niektóre postacie po prostu znikały (najczęściej Żelazny Byk). Były też misje które się bugowały.
Wiem że zapewne zostanie to naprawione w kolejnych patchach, ale na co to mi, jak już tę grę przeszedłem? Chociaż w sumie za kilka miesięcy na pewno wrócę do tego tytułu, grając żeńską postacią - tak dla odmiany.
Wracajmy do głównego wątku fabularnego - był według mnie po prostu za krótki. Ile to? 10 godzin? Na prawdę mało. W porównaniu do tego Dragon Age II wyszło o wiele lepiej.
Pierwsza misja w Azylu - epicka! Wprowadzenie Koryfeusza aż dodała temu dramatyzmu.
Później sam wybór pomiędzy Templariuszami a Magami dawał mi do myślenia, teraz żałuję że jednak nie wybrałem tych templariuszy, ale cóż... Zrobię to następnym razem.
Następnie misja z Szarymi Strażnikami też była bardzo dobra i to chyba ostatnia z tych, które mi się podobały. Chociaż nie podobało mi się to, jak tak bardzo szanowane ugrupowanie zostało przez wielu znienawidzone. No proszę Was, popełnili błąd podobny do Templariuszy, a im ludzie bardziej współczują... Ze względu na sentyment od czasów I, oczywiście wcieliłem ich do Inkwizycji.
Misja "dyplomatyczna" w Pałacu Zimowym była ciekawą odskocznią, ale zbieranie tych dowodów i halli naprawdę mnie irytowało. Sama intryga - zbyt przewidywalna.
Ostatnie misje... No cóż, było kilka ciekawych - jak świątynia elfów, chociaż spodziewałem się czegoś więcej, czegoś co trochę ożywi rasę moich ukochanych spiczasto-usznych. Studnia Smutków - też ok. Następnie spotkanie z Flemeth, no cóż, nie spodziewałem się iż będzie ona Mythal, Morrigan w sumie jak na ironię została "zniewolona" przez Flemeth, przez to iż wypiła Studnię Smutków. Przynajmniej mój Inkwizytor nie jest poddany jej woli.

Mimo wszystko to, iż nie okazała się ona aż tak bardzo zła mnie mile zaskoczyło.
Jeżeli chodzi o pojedynek z Koryfeuszem - proszę Was, Bioware! Co to miało być? Walka ze smokiem z czerwonego lyrium oraz Koryfeuszem była łatwiejsza niż walka z niejednym smokiem na niskim levelu! A zapowiadało się tak dobrze... Naprawdę, zakończenie mnie zawiodło jeszcze bardziej niż to z Mass Effect 3.
Wracając do sceny końcowej, mam nadzieję że jest to wprowadzenie do kolejnego Dragon Age, a nie do DLC. Bo chcę żeby Bioware naprawiło to co zepsuło. :<
Moja ocena tej gry to uczciwe 6/10