Dołączył(a): 11 sty 2012, 12:41 Posty: 29005
Gra w: Wiedźmin, Dragon Age
waber - oczywiście trzymam kciuki za Ciebie i zmiany w życiu zawodowym. Z jednej strony oczywiście jest to frustracja i niepewność, z drugiej - przynajmniej w moim przypadku - wszelkie zmiany przynoszą jakieś takie radosne oczekiwanie. W końcu zawsze chcemy zmienić sobie "na lepsze" I tak podziwiam, że wytrzymałaś w korporacji tyle czasu. Chyba bym nie potrafiła - już wolałabym nawet rowy kopać w zimie.
A do młodzieży - marzenia i plany warto mieć. Być może nie wszystkie uda się spełnić, ale zawsze trzeba się zastanowić ile jest się w stanie poświęcić. Ile pieniędzy (nie zarobionych) - dla pewnej wolności lub rodziny, czy też ile czasu, ile "duszy" - dla pieniędzy. Sama miałam po studiach nieciekawie (bo sytuacja w domu zmusiła mnie wtedy do rezygnacji z wyuczonego zawodu), ale nie potrafię zrozumieć uczestnictwa w wyścigu szczurów. Nie umiem tak. Przeprowadzek i zmian pracy też się niemal nie doliczę - tyle ich było (cygańskie życie nawet ma swój urok ) i szczerze mówiąc najmilej wspominam fizyczną robotę w fabryce doniczek (firma niestety padła parę lat temu). Teraz pracuję w biurze i chociaż to biznes rodzinny to... łolaboga co za nuda... Nie powiedziane, że wkrótce też nie będę rozglądać się za kolejnymi zmianami. Jak to się mówi, raz kozie śmierć... ?
_________________
Aedd Gynvael - Złodziej
Dział RPG - Awanturnik
"Walkę kończy śmierć, każda inna rzecz walkę jedynie przerywa." - Ciri
Dołączył(a): 12 maja 2010, 12:04 Posty: 4289 Lokalizacja: Korcari
Gra w: Wiedźmin, DA, Skyrim
Vadi, wytrzymalam tyle lat (w sumie ok. 15...) w korporacjach, bo pracowałam w świetnych ekipach.
Spoiler:
To ludzie zatrzymali mnie w tego rodzaju pracy, niestety większość z nich została zwolniona (to się tak ładnie nazywa - restrukturyzacja firmy), a pozostali uciekli do... innych korporacji. Miałam fantastycznego szefa, z którym dogadywaliśmy się pod każdym względem. Gość wpadał do biura i rzucał grobowym głosem w moim kierunku na dzień dobry: "Agentko Scully", na co ja z powagą odpowiadałam: "Agencie Mulder" - i wszystko było jasne To był człowiek z poczuciem humoru, znający życie, facet z którym bez wahania spędzalo się wspólny weekend, bo nie widział nic złego, w tym, że każdy członek ekipy zabierał ze sobą współmałżonka czy dzieci - sam przywoził na firmowe wypady własną rodzinę. Nikt nie musiał rezygnować przy nim z życia prywatnego, panowało wzajemne zrozumienie i wsparcie pod każdym względem. Nikt niczego nie musiał udawać, każdy wiedział co należy do jego obowiązków i zawsze można było liczyć na pomoc ze strony szefa. Nie widziałam powodu do zmiany pracy, bo oprócz zarabiania stosunkowo dobrej kasy, mialam czas dla rodziny i przyjaciół, a poza tym w pracy atmosfera była świetna. To wszystko szlag trafił, pozostała tylko kasa, która w tym momencie nie jest dla mnie na tyle ważnym czynnikiem, żebym przez następnych pięć lat miala co kilka miesięcy przechodzić próbę prania mi mózgu i odpowiadać na durnowate pytania typu: ""gdzie widzisz się za 3 lata?", bo odpowiedź jaka od dłuższego czasu ciśnie mi się na usta jest mocno niecenzuralna. Dużo myślałam o kwestii zawodowej w swoim życiu, dlaczego czuję się nieszczęśliwa w układzie, który dla wielu innych byłby jak chwycenie pana boga za nogi? Kasa, kariera, BYWANIE w "odpowiednim" towarzystwie... dla mnie to wszystko jest puste jak pierdnięcie hrabiego - to jest właśnie mój problem. Zawsze miałam naturę buntownika, indywidualistki, która sama jest sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Wciśnięcie mnie 1,5 roku temu w sztywne, sztuczne ramki korporacji i garnitur szyty na miarę sprawiło, że po prostu zaczęłam się dusić. Świat, który dla wiekszości korporacyjnych szczurów jest szczytem spełnienia marzeń, nie ma dla mnie żadnej wartości. Nigdy nie brałam udziału w słynnych wyścigach na szczyt, doszło do tego, że nowi przełożeni zaczęli drążyć, dlaczego nie chcę zostać managerem czy wręcz dyrektorem, bo przecież mam ku temu predyspozycje. A mnie to po prostu nie interesuje, mam w doopie tytuły i stanowiska - stąd moje problemy. Nigdy nie byłam, nie jestem i nie będę typem korporacyjnego szczura, dlatego konieczne są drastyczne zmiany w moim życiu. Co do pracy fizycznej - coś w tym jest, ja też dobrze wspominam czasy, kiedy ucząc się i jednocześnie chcąc być niezależną finansowo, imałam się różnych robótek, również fizycznych. Czowiek pracował mięśniami, miał czysty umysł, a poza tym efekty tej pracy były oczywiste. Jednak wraz z upływem czasu nie młodniejemy - smutna prawda, która często staje się przeszkodą w wykonywaniu wielu prac fizycznych, gdy stan zdrowia przestaje na to pozwalać. Zresztą, nie tylko sam wiek jest czynnikiem determinującym wybór zajęcia zarobkowego - w końcu ludzie młodzi również ulegają różnego rodzaju wypadkom i chorują. Jedynym ratunkiem w takich sytuacjach jest podjęcie pracy umysłowej, w której trudno się zahaczyć, jeśli było się przez całe życie pracownikiem fizycznym. Akurat w moim przypadku jest to tylko kwestia przekwalifikowania się z jednej pracy umysłowej na drugą - potrzebuję na to 3 lata, bo tyle trwają dwa kierunki studiów podyplomowych, które właśnie zaczynam. To maksymalny czas, który zamierzam spędzić w dotychczasowej pracy, a realna perspektywa zmian na lepsze sprawia, że optymizm zdecydowanie przerasta moją frustrację i niepewność.
Zatem - jak szaleć, to szaleć! Colę i pięć rurek proszę!
_________________ "Ignorancja może być skorygowana przy pomocy książki. Głupota wymaga strzelby i szpadla."
Dołączył(a): 11 sty 2012, 12:41 Posty: 29005
Gra w: Wiedźmin, Dragon Age
A co tam pięć rurek - szósta też się załapie. Faktycznie w pracy cholernie dużo zależy od szefa. Wiesz, zastanawia mnie jedno, jak ludzie stają się ślepi i nie widzą, że firma traktuje ich jak trybiki w maszynie? Dlaczego przyjmują rolę robotów i jeszcze się z tego cieszą? Mi się to "w pale" nie mieści po prostu. Jak tak piszesz o tym, jakie puste wydaje Ci się życie wśród tych "korporacyjnych szczurów", to bardzo dobrze rozumiem. Na mnie takie towarzystwo działa odpychająco, że się tak wyrażę: "od progu". Mam chyba alergię, bo pamiętam, że kiedyś, jak byłam przez rok w samorządzie studenckim zorganizowano jakaś konferencję samorządów z wielu uczelni. Uczelnia wysyłała nas na zjazd w hotelu, gdzie miały być skonsultowane i udoskonalana sposoby organizacji itp, jakieś referaty, dyskusje, wymiana rozwiązań między uczelniami. A co było - no po prostu g...o! Znudzenie na sali, przechwałki która to uczelnia lepsza (po której więcej dyrektorów ), kto ma większą WŁADZĘ w samorządzie, jakie KONEKSJE w towarzystwie itp (przodowała w tym niestety stolica ). Odniosłam wrażenie, że większość uczestników poluje tylko na to kogo WARTO poznać, z kim się napić i gdzie się wkręcić, żeby w tym towarzystwie później BYWAĆ. No i z trudem wytrwałam tam te dwa dni, bo instynkt kazał mi uciekać jak najdalej. Nieprzypadkowo chyba nazywali mnie w akademiku "dziczą z południa" Dla mnie ideałem byłaby praca, gdzie trzeba gimnastykować i umysł i mięśnie. No ale jak się nie ma, co się lubi - to się lubi, co się ma. Fizyczną robotę mam w ogrodzie, ale tez nie o to chodzi, żeby 6 godzin nie odchodzić od kompa, a następne 4 tyrać "w polu" A na własny biznes jestem po prostu "za dobra" - zamiast sprzedać to bym biedniejszym rozdała oferowane towary hehehehehe.
_________________
Aedd Gynvael - Złodziej
Dział RPG - Awanturnik
"Walkę kończy śmierć, każda inna rzecz walkę jedynie przerywa." - Ciri
Dołączył(a): 12 maja 2010, 12:04 Posty: 4289 Lokalizacja: Korcari
Gra w: Wiedźmin, DA, Skyrim
Myślimy podobnie, siostro graczko Ja nigdy nie zrobię szału w biznesie i handlu - to nie mój świat. Jestem jak ten rybak z pewnej przypowieści, znanej w kręgach psychologów i szkoleniowców, którą w skrócie tu przytoczę.
Pewien bogaty turysta, spacerując egzotyczną plażą, natknął się na niewielką łódkę przycumowaną do brzegu. W łodzi, w promieniach slońca odpoczywal starszy rybak. Turysta podszedł do niego i zapytał dlaczego zamiast łowić ryby, mężczyzna leży w środku dnia w łódce i się opala? Na co rybak odparł, że zlowił juz dzisiaj wystarczająco dużo ryb, żeby utrzymać siebie i rodzinę więc odpoczywa po pracy. Turysta stwierdził: - Przecież gdyby pan teraz nie leżał, tylko złowił więcej ryb, to miałby pan więcej pieniędzy dla siebie i rodziny! Rybak odpowiedział pytaniem: - A po co? Turysta: - No jak to po co?! Gdyby pan miał więcej pieniędzy to mógłby pan kupić duży kuter i łowić jeszcze więcej ryb i zarabiać jeszcze więcej pieniędzy. Rybak, niewzruszony, odparł: - No ok, ale po co? Turysta nieco poirytowany brnie dalej: - Panie! przecież mógłby pan kupić wtedy więcej kutrów, zatrudnić załogę, łowić mnóstwo ryb, sprzedawać je na calym świecie i zarabiac grubą kasę! Rybak lekko uniósł głowę i zadał po raz kolejny to samo pytanie: - Rozumiem, tylko po co? Turysta: - Człowieku! Przecież mając taki biznes, tyle kasy, mógłbyś prawie nic nie robić, leżeć pół dnia na plaży i niczym się nie martwić! Na co rybak z uśmiechem odpowiedział: - A co według pana ja teraz robię?
Przesłanie tej opowieści jest oczywiste dla ludzi, dla których ważniejsze jest BYĆ niż MIEĆ, chociaż, jak pisalam kilka wiadomości wcześniej, żeby "być" trzeba jednak odrobinę "mieć". Ważne, żeby zachować pomiędzy tymi dwoma stanami zdrowe proporcje.
_________________ "Ignorancja może być skorygowana przy pomocy książki. Głupota wymaga strzelby i szpadla."
Dołączył(a): 11 sty 2012, 12:41 Posty: 29005
Gra w: Wiedźmin, Dragon Age
Ha- zarazę pokonałam domowymi sposobami, chociaż zamiast wódki z pieprzem używałam raczej herbaty z cytryna i miodem oraz soku z dzikiego bzu Ale do pokonania zarazy zmusiła mnie przede wszystkim misja specjalna polegająca na ostatnim koszeniu przed zimą - nie było siły, robotę trzeba było wykonać. O dziwo zamiast potem paść na zapalenie płuc, wyzdrowiałam Fajny taki urlopik przy Diabełku (a ja tyle skorzystałam z choroby, że dwie książki przeczytane i w Skyrima podciągnęłam trochę).
_________________
Aedd Gynvael - Złodziej
Dział RPG - Awanturnik
"Walkę kończy śmierć, każda inna rzecz walkę jedynie przerywa." - Ciri
Wyniki egzaminu gimnazjalnego! 100% z historii! 84% z polskiego! A z angielskiego 75%! Z matmy 48% Z przyrodniczych 68% 75 punktów mam za egzaminy, za oceny 51! 126 punktów mam na koniec, dostanę się do tego liceum co chciałem!!! Nie wierzę! Sądziłem że razem będę miał max 120 punktów, ale obawiałem się że 110 (a nawet mniej).
Jak tylko te oceny zobaczyłem to wraz z jedną czwartą mojego miasta słuchałem mojego ukochanego utworu
Nie wiem czy chcieli słuchać. Ale musieli. Głośniki są moje i mam prawo je sobie ustawić tak głośno jak tylko chcę
Już się nie mogę doczekać co będzie po wakacjach! Laski, laski, laski, liceum klasa humanistyczna a nie ta sterta bzdur zbędnych jaka jest w gimbazjum, laski no i nie zapominajmy- laski! O czymś zapomniałem... a no tak, nie wspomniałem że mam nadzieję że będą fajne laski.
_________________ "Hej Odynie prowadź nas Śmierci w oczy spojrzeć czas Bo drakkary są gotowe i rwą się do drogi Niecierpliwe wielkich czynów i przelanej krwi Nie ma nigdy w sercach naszych ani cienia trwogi A dla wrogów też litości nie ma ani krzty"
Awaryjne liceum to klasa humanistyczna i politologiczna.
Mając do wyboru dziennikarską w tym pierwszym a humana w awaryjnym wolę dziennikarską w tym pierwszym, do którego chcę iść niż w tym awaryjnym.
_________________ "Hej Odynie prowadź nas Śmierci w oczy spojrzeć czas Bo drakkary są gotowe i rwą się do drogi Niecierpliwe wielkich czynów i przelanej krwi Nie ma nigdy w sercach naszych ani cienia trwogi A dla wrogów też litości nie ma ani krzty"
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zalogowanych użytkowników i 595 gości
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników