Tak z ciekawości. Gdy graliście pierwszy raz w Wiedźmina, kiedy po raz pierwszy straciliście życie? Mnie przytrafiło się to w Prologu, kiedy wszedłem do jaskini. Coś zaczęło we mnie strzelać, było ciemno, nie wiedziałem jeszcze o czymś takim, jak eliksir kot. Rzuciłem się w tę ciemność, bo myślałem, że to jakiś łucznik. A to archenopsy pluły I padłem. To był mały szok, bo myślałem, że przejdę grę na jednym życiu Naiwny początkujący ze mnie był

Nie pamiętam, dawno to było, no i na czitach leciałem :-) A nawet na czitach ten cały łowca głów mnie zabił.

Mnie pierwszy raz zabiło w prologu, podczas walki z magiem. Dopiero zaczynałam grać w RPG i byłam kiepska.

Ja padłam po pijaku w ogródku Oda Nie miałam pojęcia jak ogarnąć alkoholową fazę. A później to mnie kilka razy Bestia ubiła

W ogródku też padałem. Nie dość, że zawsze miałem trudności w walce z tymi przerośniętymi roślinami to w ogródku trzeba byłoby walczyć po pijaku. Jedna z trudniejszych walk w Wiedźminie.

Według mnie ta walka z tymi przerośniętymi roślinami nie była aż taka trudna, jak mówicie.

Ja z nimi tylko po pijaku poległam, za pierwszym razem. Ale potem już nie były trudne

Dla mnie zawsze było to trochę trudne, ale stanowczo były trudniejsze.

Też już nie pamiętam tej pierwszej, ale z Bestią się męczyłem kilkadziesiąt razy. Miałem wolnego laptopa i muliło się strasznie nawet na najniższych detalach... Frustracja sięgała zenitu, wracałem do tego kilka razy, ale w końcu przeszedłem

Dajcie spokój przecież ta walka z Echinopsami jest prosta, a jeśli ma sie już igni to jeszcze prostsza. Ja pierwszy raz zginąłem hmmm w pojedynku z tym wielkim Archesporem na bagnach obok domu dziadka, gdzie otoczone jest przez echinopsy.