-Podróżując po Temerii, Geralt szukał miejsca gdzie by mógł się zatrzymać na stałe, znaleźć swój własny kąt. Napotkawszy wiele niebezpieczeństw nie dał się im i za każdym razem udawało mu się wyjść cało. Lecz nie tym razem. Nieopodal Gors Velen natknął się na na stado Wywern Królewskich składających się z 12 osobników. Otoczyły go, tym samym odcinając każdą drogę ucieczki. Jest w pułapce.

-Lecz nagle coś cię stało.Wywerny zakatowały siebie i żadna nie przeżyła.Geralt pojechał do Kedwen (poprawcie mnie jeżeli źle napisałem)gdzie znalazł zlecenie na 10 uncji krwi ghula

-Biorąc zlecenie był pewien że da sobie radę. Gdy zbliżał się do legowiska Ghuli, okazało się że zlecenie było fałszywe, zamiast Ghuli, obóz mieli tam bandyci. Ktoś chce śmierci Wiedźmina. Geralt nie miał wyjścia, musiał walczyć.

-Wiedźmin zabił wszystkich zostawił tylko jednego.Spytał się kto chce go zabić.Bandyta był oporny ale wiedźmin powiedział że potnie mu rzyć na kawałki.Okazało się że jego śmierci chce właściciel karczmy

-Gdy wiedźmin wrócił do karczmy chcąc wyjaśnić tą całą sprawę, już na niego czekało ośmiu Temeryjskich żołnierzy. Karczmarz współpracuje z kimś ważniejszym. Sprawa jest poważniejsza niż myślał. Nie miał wyboru, został wtrącony do lochu.

-Po 8 godzinach do lochu przybył Zoltan i wpłacił kaucje.Krasnolud wytłumaczył wiedźminowi że podobno zabił jakiegoś urzędnika w jego łóżku...

-...i że podczas jego pobytu w lochu, ktoś ukradł cały ekwipunek Geralta który był przechowywany w skrzyni trzy pomieszczenia dalej.

-Zoltan widział jakiegoś typa z mieczami i mógł go rozpoznać.Znaleźli tego typa okazało się że strażnik sprzedawał różne przedmioty w lochu.....

-...co wiedźminowi się bardzo nie spodobało. Strażnik zobaczył minę Geralta i wiedział co go czeka. Odebrał cały sprzęt i wyszedł z lochu. Była północ. Na zewnątrz spotkał komando Scoia'tel które chciało się zemścić na Geralcie za przeszłe szkody jakie wyrządził elfom.

-Lecz wśród nich był znajomy Zoltana i Scoia'tel odeszli ale przed tym zapłacili Geraltowi 50000 orenów